26 listopada 2008

Pomieszanie z poplątaniem

nie miałam kiedy pisać, tylko nie bardzo wiedziałam co mam napisać…Czasem i tak w życiu bywa, że nawet Ci którzy zawsze mają coś do powiedzenia nie wiedzą, co powiedzieć.
Ostatnio dosyć często mam tak, że mieszają się we mnie różne uczucia; nie tylko pozytywne, albo tylko negatywne, ale i takie i takie. Jednocześnie czuję że kocham i że nienawidzę; jednocześnie współczuję, a jednocześnie żałuję i lituję się…jednocześnie…I te pozytywne uczucia sprawiają, że negatywne nie przesłaniają mi tak do końca oczu.
Dziwne to i trudno mi to wszystko zrozumieć?
Jak to możliwe…
Jak można jednocześnie kochać i nienawidzić? (tę samą osobę?)
Dzisiaj mam dobry humorek, to napiszę wam parę twórczych sentencji moich koleżanek ze szkoły i zasłyszanych „gdzieś”
więc:

„oko opaczności”
* na lekcji religii w zeszycie mojej kumpeli
„bagdaT”
*napisała pani od geografii na tablicy
„- które z małżonków wnosi do związku posag?
 - to drugie- odpowiada 10-letni chłopiec”
* Dzieciaki górą
„- nie mieści mi się to w głowie!- mówi Super Niania
 - to sobie powiększa łeb! – odpowiada 4-latek.”
*SuperNiania
„- Dokończ przysłowie: „kto daje i zabiera ten się w piekle…
 -…rozbiera? – odpowiada Kuba „
*Dzieciaki górą
„-zadzwoń do mnie
 - ale ja nie mam telefonu
 - nic nie szkodzi…”
Od soboty chodziłam jakaś taka smutna, zamulona i w ogóle ciągle ze łzami w oczach, ale kiedy dzisiaj rano wyszłam do szkoły o 8 , a lekcje zaczynałam o…8 :) . i kiedy wbiegając do szkoły przewróciłam się na oczach dużej grupy ludzi ze szkoły, to od razu mi się humor poprawił i teraz ciągle chodzę i się hacham…

Notka inna od wszystkich poprzednich, ale nie znaczy, że gorsza…

10 listopada 2008

Dlaczego?

Czasem jest źle…czasem jest trudno…czasem wydaje się, że wszystko traci sens; że nic w życiu nie może być piękne; że nic ani nikt nie będzie w stanie sprawić, że na mojej twarzy znów zagości uśmiech; że serce znowu zacznie lekko bić. Przychodzą chwile zwątpienia; w siebie, w ludzi; w Boga…Nie wiem, co ze sobą zrobić. Cokolwiek bym nie robiła, wszystko wydaje się bez sensu. Zastanawiam się; po co tutaj jestem? dlaczego? Bo przecież nie powiedziałam ‚Panie Boże, chcę się urodzić…chcę żyć”, więc dlaczego mimo wszystko tutaj jestem?
Zapominam o tym, że wtedy, kiedy jest mi źle; kiedy jest mi ciężko; kiedy płaczę; kiedy nie mam na nic sił, On jest najbliżej mnie. Zapominam, że bez Niego nie dałabym rady…Bez Niego nie mam szans.
Każde cierpienie ma sens

Dlaczego tak trudno zapomnieć o krzywdzie?
Dlaczego tak trudno wybaczyć?
Dlaczego wyrzuty sumienia i poczucie winy (czasem zupełnie bezpodstawne) tak bardzo męczą?
Dlaczego miłość wiąże się z cierpieniem?
Dlaczego jestem w stanie zrobić wszystko, żeby tylko ktoś kochał?
Dlaczego kocham, chociaż wcale nie powinnam?

Dlaczego…
(?)

2 listopada 2008

Zaufanie to podstawa

Ufać drugiemu znaczy pozwolić mu być tym, kim jest. Kiedy próbujesz w to ingerować, wpływać, albo tez oczekujesz, że postąpi w jakiś pożądany przez ciebie sposób, wtedy mu nie ufasz.
Ale ty wiesz swoje. Mówisz: „Zawiodłeś moje zaufanie, bo nie zrobiłeś tego, na co liczyłem (czyt. nie dałeś się wykorzystać)…bo postąpiłeś inaczej, niż ufałem, że postąpisz…”
Jakie zaufanie zawiódł? Przecież w ogóle mu nie ufałeś. Gdybyś ufał, nie obiecywałbyś sobie po nim czegoś, co było jedynie twoim (nie jego) życzeniem…Jeżeli już coś zawiódł, to nie zaufanie, lecz twoje oczekiwania…
Zaufanie jest przeciwieństwem oczekiwania. Oczekujesz, ponieważ nie ufasz…Kiedy ufasz- otwierasz się na to, co się wydarzy. Czymkolwiek by to było. I przyjmujesz to; akceptujesz. Cokolwiek by się nie stało, jest O.K. bo ufasz.
Zawieść zaufanie, to nie to samo co zawieść oczekiwania…
Oczekiwanie jest dzieckiem nieufności wobec tego, co może się zdarzyć. Jest próbą zabezpieczenia się na przyszłość. Kiedy ufasz, nie ma potrzeby zabezpieczać się i martwić, co przyniesie kolejna chwila..
Dzisiaj doświadczyłam czegoś bardzo niemiłego. Chociaż, w zasadzie to doświadczam tego już od pewnego czasu. Prosty przykład; zostawiłam komórkę na ławce. Poszłam gdzieś na chwilkę. Przychodzę, a tu koleżanka z komórką w ręce i sms’y czyta, książkę telefoniczna przegląda…a potem jakieś dziwne pytania. Nie rozumiem takiego zachowania. Zostawiam swoje gg czasem włączone (na swoim komputerze), przychodzi moja siostra, czyta rozmowy, później rozgłasza wszem i wobec to, co wyczytała…Dla mnie to jest brak szacunku…brak szacunku do drugiej osoby. Nie rozumiem takiego zachowania. A później jeszcze lepiej, bo ktoś się dziwi, z jakiej racji zwracam mu uwagę, bo przecież to jest normalne….ah, szkoda słów…

26 października 2008

Kłamstwo

Jak można swoje życie budować na kłamstwie?
Jak można nie zdawać sobie sprawy z krzywdy, jaką wyrządza się ludziom wokół, kiedy się kłamie?
Jak można tak bardzo się w tym zatracić, że człowiek nawet nie wie, kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę; kiedy te dwie „rzeczywistości” (rzeczywista rzeczywistość i ta wymyślona) się mieszają ?
Dla mnie jest to niepojęte.
Na kłamstwie nie da się nic zbudować. Kłamstwo niszczy życie zarówno tego, kto kłamie jak i ludzi wokół. Raz skłamać, drugi…można przymknąć oko, ale kiedy ktoś kłamie nawet wtedy, kiedy nie musi. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że kłamstwo czasem jest koniecznością. Absolutnie nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że czasem ktoś kłamie, bo nie widzi innego rozwiązania i myśli, że kiedy skłamie, to będzie dobrze, ale w tym wypadku jest tak, że ktoś kłamie nawet w najdrobniejszych sprawach. Kiedy pytam, co jadła na śniadanie, to tak szczerze mówiąc, bardzo często nie wierzę w jej odpowiedź…kiedy opowiada film, nie wierzę, że była w nim taka , a nie inna sytuacja.
Takie kłamstwo, takie zachowanie jest chore. Kaleczy nie tylko tego kłamczucha, ale też ludzi wokół. Odczuwam to. W pewnym momencie zaczęłam okłamywać samą siebie. Dlaczego? Bo nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że coś złego się dzieje, że przyjaźń została zbudowana na kłamstwie. Pozwoliłam sobą manipulować…ale nie tylko ja…wielu innych ludzi też. Niestety , ten fakt nie jest zbyt pocieszający, jak dla mnie, bo oznacza to, że nie tylko mnie zabolało, nie tylko mnie zraniło, nie tylko mnie dotknęło…

Zabolało…
Tak bardzo zabolało, kiedy okazało się, że to, co było dla mnie bardzo ważne, to, na czym opierała się znaczna część mojego życia, zostało zbudowane na kłamstwie. I nie jest nic warte.

I co z tym zrobić?
Jak się zachować?
Przyjaźń budowana na tak grząskim gruncie, czyli kłamstwie, chyba tak naprawdę nigdy tą przyjaźnią nie była….nie wiem.
W każdym razie; cholernie mi z tym trudno.