26 grudnia 2012

# 42 Jesteś juz dorosła

Kilogram, póki co, mi przybyło. Ufam, że na tym się skończy. A dokładnie 1,1 kg. Święta to taki czas, którego nie lubię. Choćby człowiek niewiadomo jak bardzo chciał skopić się tylko na tym, że Bóg się rodzi; że przychodzi na świat wcielona Miłość, to i tak nie da rady, bo to, co go otacza jest takie...przytłaczające. Szczęście takie, że nie musiałam brać udziału w przygotowaniach do Wigilii; być świadkiem wszystkich nerwowych scen. Świadkiem- pół  biedy. Gorzej, jakbym miała być ich uczestnikiem. Nie dałabym rady. Odzwyczaiłam się. Dobrze mi tak, jak jest. Przyzwyczaiłam się.
Była chwila słabości. Były łzy. Ale to chwileczka tylko była. Momencik. Szybko się pozbierałam. Jak zawsze. Rzadko w ogóle się rozsypuję. Więc... nie ma tragedii
Jestem już dorosła. Chyba czas zacząć wymagać od siebie więcej. Chyba czas najwyższy ogarnąć się i iść dalej do przodu. Chociaż czasem, tak luzie gadają, trzeba się cofnąć. Chyba już czas iść do przodu a nie ciągle się cofać i szukać tego, czego nie znajdę już nigdy.
Najlepszym  rozwiązaniem jest przestać tego szukać. To trudne.

14 grudnia 2012

# 41 Potrzebuję Was

Śmiałam się zawsze i od zawsze z tekstów na blogach, że ktoś musi schudnąć itp. Śmiałam się, kiedy czytałam, kto ile zjadł w ciągu dnia Wydawało mi się to tak banalne, takie jakieś dziecinne, że nie zostawało nic tylko się śmiać. Ale wiem teraz, że to ma sens. Że to pomaga. Pomaga w samokontroli. Pomaga, bo jak czytam w komentarzach na blogach to dziewczyny się wspierają. Też potrzebuje wsparcia. Potrzebuję kogoś, kto będzie mówił mi, żebym się trzymała i nie poddawała. A nie tylko pierdolił ciągle, że źle robię i że marnuję to, co już osiągnęłam. Wkurzam się dziś bardzo, bo sama mi powiedziała, moja najlepsza przyjaciółka, że mam schudnąć, że za dożo jem. I to nie raz Bo mi gadali wszyscy wkoło, że trochę mnie dużo i w ogóle jakoś tak... A teraz, jak powiedziałam, że będę chudsza to pretensje wielkie i od razu panika i zamęt "co ty kurwa robisz?!"Ale ja będę mieć to, co chcę. Będę mieć piękne ciało. Będę wyglądać kobieco a nie jak jakiś ociosany przez niepełnosprawnego cieślę, klocek.
Dziś
2 kubki gorzkiej herbaty
dwie bułki (białe pieczywo) z margaryna
jedna parówka
40 brzuszków
4-kilometrowy spacer

# 40 "Chciał powiedzieć słowo- a powiedział wszystko"

Myślałam, że jestem silna, ale nie jestem. Myślałam też, że jestem odważna, ale gówno jestem a nie odważna. Psycholog ze mnie żaden. Dobrze, że jakieś moce odciągnęły mnie od zamiaru bycia psychologiem. Myślałam, że moje problemy wynikają z sytuacji, w jakiej się znajduję. Ale nie. One wynikają ze mnie. Sytuacja się zmieniła. Ludzie się zmienili, a ja dalej taka sama. Z tym, że bez okazji do bycia tym, kim jestem. Tak trwam. Gdzieś. Jakby w jakimś zawieszeniu. Taka nijaka. I jak sęp czekam na pierwszą, lepszą okazje, żeby tylko zaznać trochę z tego, co było. Czuje się jak kretynka czasem. A w zasadzie to cały czas. Zadziwiające, jak wiele w człowieku siedzi. „Chciał powiedzieć słowo a powiedział wszystko” –Myslowitz „Noc” Chciałabym kiedyś komuś tak niechcący, a może i chcący (co mało prawdopodobne) powiedzieć to owo „wszystko”. Taka ja słaba. Taka beznadziejna. Ponoć, tak przynajmniej mówią, że to od nas zalezy całe nasze życie i tylko my o nim stanowimy. Pojebana ja- pojebane Zycie moje. Prosty rachunek. W tym momencie powinnam wszystkim widzom tego marnego spektaklu zmagania się mnie z mną samą, podziękować za uwagę. Kurtyna się zamyka. Światła gasną. Koniec. No ale nie stać mnie na taki gest. Przedstawienie trwa. Nawet z pustą widownią. Do ostatniej zasranej kropli krwi, do ostatniego oddechu Aktora czyli mnie. To wszystko zupełnie nie ma sensu. Jedna wielka improwizacja. Tyle sprzeczności, paradoksów, karykatur. Jakiś pierdolony twór Kafki i Mrożka XXI wieku. Koniec tych metafor. Czasem wystarcza mi towarzystwo mnie samej. Czasem jak widzę blisko siebie innych ludzi to mi tak bardzo źle; tak okropnie się czuję. Nie chce ich. Nienawidzę ich już za samo to, że są. A innym razem tak bardzo kogoś potrzebuje blisko siebie, że jestem w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko, żeby mieć to, czego potrzebuję. Pytanie, do kogo zadzwonić, jak coś się będzie działo. A ja nie wiem, co powiedzieć. I totalna bezradność. I żyć się odechciewa. Jak tak patrzę wstecz; jak sceny z życia z prędkością światła przelatują mi przed oczami to … to czuję to wszystko. Tak samo. Nie przestało ani trochę boleć. Ani trochę lżej nie jest o tym myśleć. Czasem zastanawiam się, czy ja mam na czole jakimś niezmywalnym markerem napisane „to jest mała szmata. Możesz zrobić z nią, co chcesz” ? Tak. Tak jest. To jest prawda. Ale czemu wszyscy o tym wiedzą?! Czemu chociaż się tak starałam to mi nie wyszło? Jeden moment, chwila słabości i wszystko poszło się pieprzyć. Nienawidzę siebie, nienawidzę ich a jednocześnie kocham. Nie chce takiego życia a jednocześnie wiele jestem w stanie oddać, żeby móc do tego wrócić. Nienawidzę siebie i nienawidzę ich, a jednocześnie kocham to. Kocham tych ludzi, kocham za to wszystko, co mi dają. Kocham siebie chociaż zupełnie nie wiem, co we mnie wtedy jest wspaniałego. Nienawidzę takiego życia a jednocześnie tak bardzo go pragnę. Chyba zbyt wielkie we mnie pragnienie dażenia do tego, co znane. Jak pies, co już jedną latarnie obsikał i teraz ta już jest jego. Inne są zajęte, a jak nie są to…to i tak ta pierwsza najlepsza. Koniec. Początek. I zobaczycie, że będzie 45.

2 grudnia 2012

# 39 Chcę, żeby wrocilo to, co było

Taka zmęczona, że nie wie, jak sie nazywa. Nie umie powiedzieć sensownego zdania. Czas tak szybko leci a tak dużo rzeczy do zrobienia. Trudno jest jej się ogarnąć; trudno zebrać siły. Najtrudniej znaleźć motywację.  Motyację do robienia dalej tego, co zaczęła robić. Do walki o siebie i o swoje zycie; lepsze życie. Cały czas czuje, że to, co było- było lepsze. Z pewnością dlatego, że znane. Boi się bardzo zmiany. Lubi wszystko mieć pod kontrolą i wiedzieć, co może się wydarzyć. Lubi sytuacje, w których ciąg dalszy można przewidzieć. W innych nie czuje się komfortowo. Nadal czuje ten ogromny smutek; takie poczucie beznadziejności. Chociaż wokół niej nic wielkiego się nie dzieje; nie ma żadnych traumatycznych przeżyć; ekstremalnych emocji itp. to w niej; w środeczku, dzieją się takie rzeczy, że ona nie rozumie; nie jest w stanie pojąć. Domyśla się, co jest przyczyną takiego stanu, ale nie umie sobie z tym w żaden sposób poradzić. To już trochę długo trwa. Dziwne. Trudne.

25 listopada 2012

# 38 Akcja reanimacja

Czuje taki ogromny, przytłaczający smutek. Wszechogarniającą jakąś dziwną rozpacz. Niezrozumiałą, nie do ogarnięcia. Trudno jej z tym. Zastanawia się nad tym, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. I chyba wie, albo może raczej- się domyśla. Czasem tak jest, że człowiek na moment się zatrzymuje, bo jest już taki zmęczony, wyczerpany, bo nie ma już siły i myśli, że jak zrobi jeszcze jeden krok do przodu to umrze z przemęczenia. Spogląda za siebie, żeby się podnieść na duchu, żeby się pocieszyć, zrobić sobie dobrze na moment, żeby móc pomyśleć "ale już daleko zaszedłem...jak wiele dokonałem". A tu okazuje się, że ani kroku na przód tak naprawdę nie zrobił. Okazuje się, że wszystko jest takie, jak było w momencie tego niby "startu". I nie może zrozumieć o co chodzi; co jest grane. I zastanawia się i główkuje i mędrkuje i filozofuje- ale wszystko na nic. Narasta gniew, złość, frustracja. Miał cel- konkretny. Ten cel zniknął sprzed oczu. Człowiek nie wie gdzie jest i dokąd zmierza. Wydawało mu się, że nie idzie sam; że ma Wiernego Towarzysza (nie, nie psa). Towarzysza, który wszystko wie; który wiele przeżył i wiele doświadczył; który WIE dokąd zmierzają i nie pozwoli na to, by człowiek się zagubił. I się człowiek rozczarował. Zgubił się a Towarzysz go zostawił; nie pokazał dobrej drogi. Jakby na złość. A nieważne. Nie są istotne powody zachowania Towarzysza podróży. Człowiek, jak się okazuje, jest sam. Sam, samotny, opuszczony. Zagubiony. Czuje się okropnie i nie wie, co ze sobą zrobić. I chciałby mieć komu o tym wszystkim powiedzieć, ale nie ma. Jest sam. A poza tym słowa stają w gardle. Są tak ciężkie i raniące, że nie jest Człowiek w stanie ich wypowiedzieć. One sprawiają ból  Człowiekowi. Świadomość tych słów jest tak przytłaczająca, że Człowiek znajduje się w stanie beznadziejnym.
Stan krytyczny- akcja reanimacja.

22 listopada 2012

# 37 Siląc się na filozofię

Uwielbia kolokwia z kategorii "napisz, co wiesz na temat...". Napisała dziś dwie strony A4 na temat całościowych zaburzeń rozwojowych nie wiedząc nic oprócz nazw poszczególnych zaburzeń :). Mistrz lania wody! Napisała dużo. Bardzo dużo. To, że tylko trochę na temat to już inna sprawa. Pisała o filmach, które dotykają tej problematyki, o diecie dla autystów, o arteterapii i terapii poprzez kontakt ze zwierzątkami. Pisała również o różnych Fundacjach i Stowarzyszeniach wspierających dzieci i ich rodziny z zaburzeniami z tego spektrum :). Pisała, że cos jest "potwierdzone naukowo" chcąc przekonać, przede wszystkim samą siebie, że to, co pisze, ma sens i jest "na miarę standardów akademickich" jak to zwykł podkreślać doktor Piwowrczyk. W zasadzie to jestem z siebie dumna. Takiego polotu i fantazji dawno nie miałam. Lubię to w sobie.
Dziś Dzień Życzliwości. Stara się jak może. Poprawiła humor dziewczynom z grupy. Oczywiście zupełnie przypadkiem, ale przyjmijmy wersję, że tak miało być :). Jak to się dzieje, że tak często, zupełnie niechcący, wychodzi na jaw to, jakim wielkim głupolem jest. A tak się stara, żeby się z tym zbytnio nie obnosić.
Miało być  filozoficznie. Takie miała założenie. Chyba nie wyszło.
Jestem inna.

7 listopada 2012

# 36 Być Człowiekiem

Czuję się podle. Jak ostatni cham. Jakbym to ja była wredną świnią, która nie dość, że odeszła i zostawiła ją samą to jeszcze za każdym razem, kiedy mamy ze sobą coś do czynienia, krzywdzę, ranię. Mocno zabolało ją to, co zrobiłam w poniedziałek. Nie umiałam inaczej się zachować. Tyko na takie coś było mnie stać. Chyba dużo mi brakuje do CZŁOWIEKA :(.
Mimo, że wiedziałam, jak bardzo krzywdzę tym, co robię i mówię to robiłam to cały czas. Bez przerwy. Nie umiałam zachować się "normalnie". Widziałam, co się w niej dzieje. Widziałam jej niepewność, zakłopotanie. Widziałam totalna bezradność i takie wewnętrzne wołanie o to, żebym chociaż na chwilę była "normalną" córką i powiedziała coś do niej w swym "normalnym" stylu.
Nie umiem. Nie chcę. Nie będę.
Za późno.
Ale wyrzuty sumienia są. Sprawianie komuś bólu nie jest przyjemne.

28 października 2012

# 35 Radość vs zazdrość

Kidy ktoś się cieszy to cieszę sie razem z tym kimś. Kiedy ktoś jest szczęśliwy to  ja jestem szcześliwa razem z tym kimś. Kiedy ktoś mi opowiada o udanym weekendzie to zazwyczaj jestem zainteresowana i z radością przyjmuję to, co ktoś mi mówi. Chociaż ostatnio często jest mi smutno, źle i wiele rzeczy mi nie wychodzi to jednak to, co innych radości, szczęście, powodzenia te mniejsze i większe wnosza w moje zycie to jest coś cennego i dobrego.
Zazdroszczę czasem. Mniej lub bardziej. Ale tak pozytywnie - "Wow, ale super! Tez bym tak chciała!!"
Dziś, a w sumie to nie tylko dziś, ale juz od dłuższego czasu doświadczam czegoś dziwnego. Trudnego. Czegoś w rodzaju "weź mi kurwa nie mów o tym, co cie dobrego spotyka, bo mi zazdroszczę i jest mi bardzo źle, że to ty a nie ja...".
Nie umiem tego zrozumieć.
Nie umiem pojąć.
Przepraszam, ale nie rozumiem. 

18 października 2012

# 34 Pielgrzymka

Dalej leczę zapalenie spojówek. Upierdliwe to takie cholerstwo jedno. Trudno się z tym żyje. Mam nadzieję, że już nie długo. Tzn. że nie długo z tym zapaleniem a nie, że w ogóle :).
Byłam na pielgrzymce (obok fotka ja to ten dres w czarnej koszulce i blond włosach )Wróciłam wykończona totalnie ale przeszczęśliwa. Tyle radości w moim sercu. I tyle pokoju. Cudowne uczucie, kiedy całym swoim człowiekiem odczuwasz, że jesteś we właściwym miejscu i czasie i że to, co robisz sprawia przyjemność i czujesz, że jesteś szczęśliwy tak, jak nigdy! Właśnie tego doświadczyłam idąc w Pielgrzymce do Trzebnicy.
Wspaniali ludzie, których nie widziałam długi czas. Dopiero kiedy z nimi się spotkałam zrozumiałam jak bardzo mi ich brakowało i jak bardzo gdzieś w głębi serca za nimi tęskniłam.
Trudne było tylko to, że szłam do Trzebnicy, do miasta w którym mieszkam, do swojego "domu". Koleżanki pytały, czy zajdę do domu na chwilę a ja powiedziałam, że nie. Dziwne się wtedy na chwilę coś zadziało, ale szybko udało mi się zmienić temat i odwrócić od tego uwagę.
Cieszę się, że mogłam doświadczyć tego wszystkiego.:)

7 października 2012

# 32 Troszkę narzekania

Minął pierwszy tydzień zajęć na uczelni. Szybko minął. Minął pierwszy tydzień w akademiku. Spoko nawet. Przypałętało się zapalenie spojówek i zapalenie wszystkiego, chyba, co tylko możliwe w obrębie mojej głowy. Nie widzę, nie słyszę, katar mam ciągle. Upośledzona jednym słowem. Trudno tak żyć. Zwłaszcza z tym zapaleniem spojówek.
Początek miesiąca a tu kasy brak, bo wszystko wyszło z kieszeni w aptece. Bieda w sumie trochę.
Jak leki mogą tyle kosztować.
No nic.
Nie będę narzekać na to, na co wszyscy narzekają.
Idę spać, bo boli.

2 października 2012

# 31 Niezrównoważona

Chodzi po kuchni. Krząta się. Otwiera szafki. Trzaska szufladami. W końcu krzyczy "kurwa! gdzie jest nóż!". Przychodzi do mojego pokoju i pyta czy mam nóż na co opowiadam, że cały zestaw pod poduszką. Wychodzi obrażona trzaskając drzwiami. Dzwoni do Jacka i krzyczy i płacze, że nie ma noża. Snuje teorie, że wyniósł gdzieś i przepierdzielił. Po czym zadziwiona mówi "o! jest". I jak gdyby nigdy nic wraca do swoich prac.
Ryje mi to głowę. Niszczy mózg.

1 października 2012

# 33 O jeden dzień za długo

Jeden dzień w domu a już nie mogę. Mam dosyć. O jeden dzień za długo tu jestem. Się nie da normalnie żyć. Funkcjonować. wszystko ma się kręcić wokół niej i wszyscy maja jej się podporządkować. Nie, nie, nie...
"Ja ci już na wszystko pozwoliłam i wszystko ci odpuściłam...." - to  jej słowa. Szkoda tylko, że mam 21 lat. Nie mieszkam z nią. Nie dostaje od niej żadnych pieniędzy. Rzeczywiście...zdecydowanie ma podstawy do tego, żeby na coś mi pozwalać bądź nie (ha ha ha).
Żal.
Dobrze, że już dziś wyjeżdżam.
Dziękuję za uwagę.

27 września 2012

# 30 Rychło w czas

Śpiąca królewna się budzi ze stu. Przespała ładnych parę lat. Teraz zdawać zaczyna sobie z tego sprawę i mocno ją to boli. Ale już za późno na szczęśliwą rodzinkę; za późno na bycie mamusią; za późno... Ja się pozbierałam, poukładałam... Nie mam ochoty ani siły na wejście w bliską relację.
Może świnia jestem, może brutalna... Może nie umiem kochać i nie umiem dać się kochać... Może...Ale nie chcę cierpieć. Już tak wiele razy bolało, że nie chcę ani jednej chwili więcej, kiedy to słowem mnie ona zrani; kiedy podniesie na mnie rękę... Miłość do rodziców jedną sprawą; poświęcenie, troska, wyrzeczenia, wdzięczność ale druga sprawa to troska o swoje życie, swoją przyszłość, swój stan psychiczny. Ja chcę być i żyć normalnie.
Problem mam.

14 września 2012

# 29 Powrót do przeszłości

Wstałam o 13. Miałam się uczyć dlatego posprzątałam cały pokój i zrobilam porządek w materiałach z uczelni. Brawo dla tej Pani (!). Zaliczyłam egzamin z historii co sprawiło, że przez chwilę poczułam sie bardzo pewna siebie i utwierdziło w przekonaniu, że jakoś to będzie dlatego nie zawsze musi się człowiek starać i spinać po to, żeby wszystko szło zgodnie z jakimś zasranym planem.
Jak to mi kiedyś, w sumie to rok z kawałeczkiem temu, powiedział: "w życiu jest wiele dróg i nikt z nas (oprócz Tego, który Ogarnia) nie wie, która z nich jest najlepsza".
Nic. Chyba żal, smutek, ogromna tęsknota we mnie się obudziły. Chyba mam jednak z tym problem. I chyba jednak nie jestem taka silna jak mi się wydawało.
I się popłakałam.
A to miał być dobry dzień.

13 września 2012

# 28 Nowy początek

Zaczynam od nowa. Może tym razem się uda. W sumie to od nowa zacznę oficjalnie 18 września,w razie komplikacji 20. Miałam wstać o 8. Wstałam o 8 35. Miałam się zapisać do psychologa. Stchórzyłam. Miałam się pouczyć. Się nie pouczyłam. Miałam posprzątać. Nie posprzątałam.
Ale za to spędziłam pół dnia we Wrocławiu a drugie pół na pogotowiu. Brawo! A efektem tego jest okropny ból nogi,  zalecenie brania prochów w ilościach takich, żeby dało się funkcjonować i minimum dwa tygodnie chodzenia o kulach.Trzeba być mistrzem, żeby zrobić sobie krzywdę idąc po prostej drodze.