Kryzys psychiczno-emocjonalny. Są łzy. Jest uczucie bezradności i
beznadziejności. Jest chęć rozpierniczenia wszystko, co znajduje się w
zasięgu ręki. Jest również ogromne pragnienie tego, by wszyscy zniknęli i
żebym została sama ze sobą a jednocześnie wielka potrzeba tego, żeby
był ktoś, do kogo będę mogła się przytulić i kto powie, że będzie
dobrze. Już wczoraj było źle, a dziś jest ... tragicznie. Ale tak
wewnętrznie, bo na zewnątrz staram się jak mogę. Pozorne przystosowanie.
Tak się w człowieku zbiera i zbiera to wszystko aż przychodzi moment,
kiedy jest już tego za dużo; kiedy się przelewa i wtedy wystarczy jeden
drobny impuls, jedno drgnięcie i wszystko się wali, wszystko leci. Tak
było i teraz. Jeden impuls.
Kryzys. A może ten kryzys to wcale nie kryzys. Może to naturalna reakcja? Może tak ma właśnie być? Taka kolej rzeczy?
Od tej chwili nic do jedzenia nie kupuję. Jem to, co mam. Jak się skończy to będzie dobrze. To wtedy nie będę jeść, bo nie będę mieć co. Koniec z obżarstwem!!! Koniec. Definitywny koniec. Nie będę tłumaczyć się nauką, sesją ani innym wymysłem. Już styczeń się kończy. Niebawem wiosna a ja wyglądam jak słoń. Koniec tego! I mimo, że mam dola wielkiego to się nie dam. Na pewno poprawi mi się nastrój jak poczuję się lżej.
Kryzys. A może ten kryzys to wcale nie kryzys. Może to naturalna reakcja? Może tak ma właśnie być? Taka kolej rzeczy?
Od tej chwili nic do jedzenia nie kupuję. Jem to, co mam. Jak się skończy to będzie dobrze. To wtedy nie będę jeść, bo nie będę mieć co. Koniec z obżarstwem!!! Koniec. Definitywny koniec. Nie będę tłumaczyć się nauką, sesją ani innym wymysłem. Już styczeń się kończy. Niebawem wiosna a ja wyglądam jak słoń. Koniec tego! I mimo, że mam dola wielkiego to się nie dam. Na pewno poprawi mi się nastrój jak poczuję się lżej.