31 maja 2009

#20 Chemia miłości

Miłość jest jak narkotyk. To jest udowodnione naukowo. Kiedy jest się zakochanym, w mózgu wytwarzane są endorfiny. Są one pochodnymi opium. Opium jest substancją otrzymywaną w wyniku wysuszenia soku mlecznego z niedojrzałych makówek maku lekarskiego. Endorfiny to „wewnętrzne morfiny”, a tak bardziej poetycko to „hormony szczęścia”. Jakie działanie ma morfina? Sprawdźcie ( oczywiście mam na myśli to, żebyście przeczytali gdzieś. Żeby nie było, że kogoś do czegoś namawiam). W każdym razie, endorfiny to taki nasz wewnętrzny narkotyk, który ma działanie niemalże identyczne jak morfina. I teraz, mówiąc o miłości, można się posługiwać takimi wyrazami jak:uzależnienie, głód, detoks…Chociaż jest to trochę mało romantyczne.
Jak to jest kiedy bierze się narkotyki często i regularnie, a potem się je odstawia? O tym na pewno uczą Was w szkole- nawet w podstawówce, więc nie będę się wysilać. Uczucia związane z „zerwaniem” z ukochaną osobą są porównywalne właśnie ze stanem „głodu narkotykowego”. Skręca od środka, boli, kurczy się…Chaos i zamęt w głowie…Chce się po prostu nie być, zniknąć, umrzeć…Dlatego nienawidzę się zakochiwać…Nienawidzę, bo to taki nierozłączny zestaw. Nie można kupić tego osobno. Nie ma miłości bez cierpienia i bólu. Ale to nie ja…to chemia…I w świetle tego postu, czar i magia miłości nabierają nowego sensu…Miłość nie jest już tajemniczą siłą, o której rozprawiają poeci. Jest reakcją chemiczną.
 
 Można pisać romantyczne wiersze o reakcjach chemicznych?

24 maja 2009

#17 Przepraszam, że nie jestem

Znowu ten sam błąd.
To tak, jakbym wiedziała, że wkładając ręce w ogień się poparzę, a i tak tam je pchała.
Genialne…
Dobre jest chociaż to, że wiem, że nie ja pierwsza i nie ostatnia tak właśnie czynię.
Tym się pocieszam.

Nawet trudno to nazwać naiwnością.
Bo ja wiedziałam, w co się pakuję.
To była nadzieja, ogromna nadzieje, że pomogę i obiektowi moich uczuć i sobie samej.
Nie wyszło.
Nie jestem psychoterapeutą.
Nie jestem lekarzem.
Nie jestem cudotwórcą.
Przepraszam, że nie jestem.

8 maja 2009

#16 To wszystko wina hormonów!

Chodzę naładowana jak atom. Nie mam się na kim powyżywać. Szukam chętnego, który dałby się sponiewierać, abym mogła dać upust moim nerwom.
Ktoś chętny?
Mój stan jest tragiczny.
Jestem w tak wielkiej desperacji, że sama szukam zaczepki po to, aby móc się z kimś pokłócić, a w niektórych wypadkach dochodzi nawet i do rękoczynów.
Hmm…
Nastolatki tak mają?
Kobiety tak mają?

pewnie to wszystko wina hormonów tak
to na pewno ich wina