15 lutego 2013

# 56 Serce z kamienia

moje serce
zachwycam się
Jak człowiek ma za dużo wolnego czasu to za dużo zaczyna mędrkować i zazwyczaj kończy się to wielkim dołem. W tym kontekście myślę, że ważną informacją jest to, że mam ferie. Jeszcze tydzień. Dopiero minął jeden Dzień Nic Nie Robienia, a ja już swój stan mogę określić jako zły. Tak jakoś depresyjnie jest. Przez weekend byłam z Magdaleną w Trzebnicy. To był dobry czas. Doszło do mnie jak wiele wysiłku mnie kosztuje to, żeby być "normalnym" człowiekiem i żeby ktoś nie dostał szału przebywając ze mną. Mam w sobie takie "coś" co wyprowadza z równowagi. Dotarło do mnie również to, jak bardzo w siebie nie wierzę. Jak bardzo siebie nie kocham i jaki ból mi to sprawia. Mówili "... teraz    zachwyć się nad tym, co zrobiłaś". Zachwycić się. Ale nie ma nad czym. Ale nie można zachwycać się czymś, co nie wyszło. Ale po co się zachwycać- przecież to takie głupie. Mówili "zabierz ode mnie serce z kamienia i daj mi serce z ciała". Ja też mówiłam. "Serce z kamienia" to to, które kochać siebie nie potrafi a tym samym pełne jest żalu, nienawiści do drugiego człowieka. Trudne to jest. Kochać siebie Akceptować. Przyjąć z tymi wszystkimi niedoskonałościami. Jak przyjąć mam siebie samą jeżeli inni mnie nie przyjmują. Nawet, a zwłaszcza ci, którzy powinni bez względu na wszystko, z miłości matczynej swej... Trudno jest się odłączyć od tego i iść dalej przez życie nie myśląc o tym, że jest ktoś- najważniejszy w moim życiu- kto nie kocha, bo nie spełniam oczekiwań, bo nie jestem spełnieniem marzeń, bo musiała poświęcić dla mnie kawałek swojego życia, bo może miała inne plany a ja się pojawiłam i wszystko popsułam. Bo może sama nigdy nie doświadczyła...  Ja na szczęście doświadczyłam. Ile mogłam, tyle wzięłam. Od Innych Ważnych. Miłość jest podstawą. Kiedy będę mieć swoje dzieci to będę je kochać zawsze. Bez względu na to, czy są grzeczne czy rozrabiają Bez względu na to, czy i jak często będą błądzić i upadać... Kochać. Wczoraj w filmie, który oglądałam, padły mądre słowa "Nie mamy wpływu na życie naszych najbliższych ani na nasze własne, ale po to jesteśmy sobie bliscy, żeby w trudnych chwilach, po upadku, być ze sobą, przeżywać to razem, pomagać sobie przez to przejść". 

4 lutego 2013

# 55 Motywacja

w drodze do celu (ja, sierpień 2011)


Słowa, które stały się dla mnie motywacją do działania usłyszałam dziś w ... Kościele. Ojciec w czasie kazania powiedział dwie bardzo ważne dla mnie rzeczy. Po pierwsze, człowiek jest zdecydowanie bardziej miłosierny i łaskawy w stosunku do siebie niż do innych ludzi i po drugie- to, co mamy zmieniać, zmieniajmy już dziś; od zaraz i bez wymówek a nie od jutra. Oczywiście ojciec mówiąc to z pewnością miał na myśli bardziej wzniosłe idee i cele niż natychmiastowe zastosowanie drastycznej diety bądź głodówki , na przykład nawrócenie, pojednanie z Bogiem, bycie lepszym człowiekiem... Choć i te wzniosłe działania odbywają się małymi kroczkami w codzienności a nie że "czary mary! bęc! jesteś nawrócony!".
Jako że człowiek myśli obrazami, w głowie mej pojawiły się sceny z filmów o grubasach które oglądaliśmy jakiś czas temu na zajęciach z pedagogiki leczniczej.Swoją drogą zastanawiam się nad tym czy pozwolenie swoim myślom na taką swobodę nie jest grzechem. Może powinnam je ogarnąć i sprawić by wróciły na właściwy tor... Wracając do tematu filmu. Pani doktor z którą zajęcia się odbywały wyrażała całą sobą głębokie współczucie dla bohaterów tego filmu dokumentalnego. Ludzie ci ważyli po 200, 300, 400 i więcej kilogramów. Wypłakiwali morza łez i opowiadali o swoim tragicznym życiu. Sami sobie są winni. W momencie, kiedy ktoś wyjeżdża na obóz którego celem jest schudnięcie i w czasie pobytu na nim, w chwili kiedy nikt nie ma nad nim kontroli, obżera się jak prosiak wszystkim co mu wpadnie w ręce to przepraszam bardzo... gdzie tu miejsce na współczucie? Współczuję ci, bo nie umiesz nad sobą pracować i żresz wszystko, co zobaczą twoje oczy. Współczuję ci, bo tak sobie rozepchałeś żołądek, że jest on niczym worek bez dna i żeby do mózgu dotarła informacja, że jedzenia już wystarczy to musi tam wpaść tona tego żarcia. Współczuję ci, bo chociaż dorosły jesteś już to jak dziecko się zachowujesz które chowa się przed rodzicami, kiedy chce narozrabiać. Współczuję ci, bo masz tyle tłuszczu, że nawet w sklepie dla puszystych nie możesz nic dla siebie kupić do ubrania...Współczuję ci, bo byłeś tak zajęty żarciem, że nawet nie zauważyłeś kiedy z 50 kilogramów zrobiło się 150... Nie! Nie współczuję ci!
Oczywiście pomijam sytuacje kiedy otyłość jest wynikiem długotrwałej choroby np. cukrzycy czy problemów z tarczycą bądź różnych abberacji chromosomalnych.
Puentą tego posta miało być to że od dziś koniec z wymówkami, usprawiedliwianiem swojego obżarstwa, koniec z miłosierdziem i łaskawością dla siebie. No i na tym zakończę ten obszerny wywód.

1 lutego 2013

# 54 Prezencik

W prezencie urodzinowym dostanę dwóję do indeksu. Miło. Już nie mogę się doczekać. To będzie sądny dzień. Już widzę, jak ta ceremonia będzie wyglądała. Czerwonym dywanem idę niosąc w ręku indeks otwarty na stronie z wpisanym przedmiotem "Dydaktyka ogólna". Zgromadzony tłum przybyły z różnych stron świata również celem zdobycia wpisu Jaśnie Wielmożnego Pana Doktora , śpiewa mi "sto lat, sto lat...". Podchodzę. Składam Indeks na biurku. Z trudem powstrzymuję napływające do oczu łzy. Przyjmę to z honorem. Dostaję 2. Tłum milknie. "Sto lat..." staje się coraz cichsze. Zapada mrok. Pan Doktor zadaje pytanie "kiedy Droga Pani widzimy się na poprawce?". Oblewa mnie zimny pot. Ciarki przechodzą po plecach. Odpowiadam "Na poprawce wolałabym nie, ale jak Pan chce możemy iść na kawę. Lubi Pan kawę?". Robiąc z siebie kretynkę liczę na to, że może skruszę to serce z kamienia; że może jednak będzie 3...
Ciąg dalszy już 7 lutego.
Zapraszam na Wielki Finał!