5 maja 2014

# 73 Licencjat, prace zaliczeniowe, egzaminy i przyjemności

Tak
. To już ten czas. Teoretycznie od 2 dni siedzę z nosem w laptopie i piszę swój licencjat. W praktyce wygląda to nieco inaczej, niestety. Licencjat jest tym, o czym intensywnie myślę. I moje działania ograniczają się do myślenia o tej dość kłopotliwej sprawie. Ale to nic... Pisać i tak nie mogę, bo nie wiem co najzwyczajniej w świecie. Więc myślę o tym, co by tu napisać. Jak już wymyślę, to będzie z górki. Do 23 maja kawał czasu a i tak wydaje mi się, że to nie jest ostatecznie ostateczny termin oddania pracy. Jak już napiszę ten licencjat to będę wolnym człowiekiem. Tak, jak do tej pory- przez trzy lata studiów nic nie robiłam. Trzeba przeżyć ten okres pisania pracy a później kontynuować to nicnierobienie. Dwa lata miną a później znów będzie trzeba zacisnąć zęby, napisać magisterkę no a później...się zobaczy.

Trochę mam siebie dosyć. Zawalam wszędzie i w każdej chwili. Co sobie postanowię to mi to zupełnie nie wychodzi. Nie postanawiać/? Nie myśleć?  Nie wiem.... 

Bardzo chcę rozmawiać. Chyba za bardzo. Postanawiam, że będę mówić o sobie- tylko o sobie, a wychodzi tak,że mówię o wszystkim i o wszystkich tylko właśnie nie o sobie.  Inni są ciekawsi?  Inni są mniej straszni?  O innych mówi się łatwiej? Możliwe. 

50 kg pokazała waga ostatnio. Zaraz po powrocie z Rzymu. Później bateria się wyczerpała i nie mogę już zobaczyć, ile ważę. Ale to chyba bez znaczenia czy bateria jest czy nie, bo za wiele nie zrobiłam, żeby tę wagę zmniejszyć. Więc pewnie jest tak samo...  Trochę źle się z tym czuję, ale nie przejmuję się tak bardzo, jak wcześniej. Chyba dlatego, że ktoś mi tak mocno dał do zrozumienia, gdzie leży prawdziwy problem, że ...że się przejęłam :). 

Co nie zmienia faktu, że cele pozostają takie same. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz